W ostatnich dniach października, w warszawskim Airport Hotel Okęcie zebrało się grono profesjonalistów, by w ramach 23. już konferencji obradować o aspektach technicznych, prawnych i organizacyjnych szeroko pojętego bezpieczeństwa teleinformatycznego. Naszym zadaniem było tłumaczenie wystąpień w kombinacji polski – angielski.
Organizatorzy, obok przedstawicieli firm wyspecjalizowanych w dostarczaniu rozwiązań technicznych zapewniających jak najwyższy poziom bezpieczeństwa, zaprosili do wygłoszenia referatu także językoznawcę, który z perspektywy humanisty i z właściwą sobie swadą i poczuciem humoru poddał analizie ten aspekt naszego życia. Profesor Jerzy Bralczyk, bo to o nim mowa, w swoim wystąpieniu omówił wzajemny wpływ języka i internetu oraz wynikających z tego zjawiska zagrożeń. Zaczął od etymologii terminu „bezpieczeństwo” oraz przypomniał jego różne historyczne użycia.
Bezpieczny, co to znaczy
Warto wiedzieć, że pojęcie bezpieczeństwa wywodzi się od łacińskiego sine curas, co oznacza „bez pieczy”. Określa stan, w którym brak jest zagrożenia: ani ja nie zagrażam nikomu, ani nie jestem narażony na niebezpieczeństwo. Co ciekawe i wydawałoby się nielogiczne, termin „niebezpieczny” zbudowany jest na podwójnym zaprzeczeniu: nie-bez-pieczy (opieki). Profesor zauważył, że żyjemy w czasach, gdy straszenie i ostrzeganie o niebezpieczeństwach jest niezwykle atrakcyjne. Media prześcigają się w doniesieniach podnoszących poziom hormonów stresu. Sensacyjne wiadomości wzbudzają zainteresowanie, przykuwają uwagę, co przekłada się na wysoką klikalność i buduje zasięgi. Z punktu widzenia biznesowego komunikowanie o zagrożeniach jest opłacalne.
Bezpieczeństwo i troska o nie wpisały się w nasze życie oraz słownictwo w różnych konfiguracjach, zarówno tych bardziej, jak i mniej pożądanych. Spójrzmy na takie przykłady jak: organy bezpieczeństwa, służby bezpieczeństwa, urząd bezpieczeństwa (UB), kaftan bezpieczeństwa, pasy bezpieczeństwa, wentyl bezpieczeństwa, BHP, ubezpieczać czy odbezpieczać (tylko broń!), ubezpieczyciel…
Internet źródłem zagrożeń
Język internetu nie jest językiem innym niż język codziennej komunikacji. W internecie, będącym mieszanką dosłownie wszystkiego, od treści wartościowych i dobrych, po zło i przemoc, kłamstwa i nienawiść, podbudowanych anonimowością jego użytkowników, czyhają w związku z tym liczne zagrożenia. Słowa potrafią wiele: mogą zmieniać, oddziaływać, mogą budować lub burzyć, mogą też tracić swą pierwotną moc, zmieniać znaczenie.
Pośród zagrożeń dla języka wynikających z internetu, profesor wymienił kilka obserwowanych zjawisk.
Wykluczenie językowe, które powoduje niemożność porozumienia międzypokoleniowego. Osoby starsze nie mogą w pełni uczestniczyć w życiu młodszych pokoleń, nie tylko z powodu ograniczeń technologicznych, ale także ponieważ nie rozumieją ich kodów i ich specyficznego języka.
Z kolei młodsze pokolenie zagrożone jest nadmiernym wkluczeniem. Znaczy to tyle, że jest nadmiernie pochłonięte wirtualną rzeczywistością.
Internet źródłem zagrożeń dla języka
Demokratyzacja dostępu i możliwości publikowania w sieci pociągają za sobą luźny stosunek do norm: gramatycznych, ortograficznych, a także zasad pisowni. Komunikaty piszą wszyscy, często w sposób niestaranny, pośpieszny, bez użycia polskich znaków diakrytycznych, z uproszczoną pisownią, często z błędami ortograficznymi czy składniowymi.
Innym zjawiskiem jest wszechobecność anglicyzmów, także w postaci hybryd (skrolować, forwardnąć), niosących ze sobą zmianę znaczeń zapożyczonych terminów (mysz, ikona, domena…). Częste są też akronimy, emotikony, zmiany w pisowni.
Profesor zastanawiał się, czemu tak często posługujemy się akronimami pochodzącymi z języka angielskiego (imho zamiast polskiego msz).
Bralczyk postuluje też zaakceptowane zmian w pisowni słów zapożyczanych z angielskiego. Piszmy mejl zamiast mail. Upraszczajmy sobie życie i piszmy dżojstik, a nie joystick.
Innym zjawiskiem charakterystycznym dla ery internetu jest przenikanie się języka mówionego i pisanego, a co za tym idzie zmiany w etykiecie. Np. zaczynamy mejl od „dzień dobry” należącego do języka mówionego zamiast od „szanowny panie”, które jest właściwe dla form pisemnych.
Profesor Bralczyk zauważył także, że język internetu łagodzi „kanty”’, hejt lub fake przychodzą nam znacznie łatwiej niż nienawiść lub kłamstwo.
Kim naprawdę jesteś, internauto
Internet daje nam również pozorność interakcji oraz wspiera fikcję wizerunku. Przytoczyć tu można znany motyw z kampanii społecznej: „cześć, jestem Wojtek, mam 12 lat”. Miała ona na celu uwrażliwienie nie tylko dzieci i młodzieży nadmiernie wkluczonych w wirtualny świat. Chodziło także o zwrócenie uwagi ich rodziców i opiekunów, na zjawisko podszywania się pod obcą tożsamość. Mogą to bowiem być osob, z którymi lepiej, aby dzieci nie miały styczności.
Internet ze swymi regułami funkcjonowania daje nam, użytkownikom, pokusę łatwego i szybkiego oceniania, rozdawania lajków, serduszek, kudosów. Ta z kolei rodzi dwuwartościowość: dobre – złe. Nie ma miejsca na inne reakcje, na przykład, że coś było ciekawe lub inspirujące.
Internet z jednej strony wyklucza (starsze pokolenia), z drugiej strony jest narzędziem inwigilacji. Internet wie o tobie wiele! Zna twoje ścieżki, ulubione miejsca w sieci, preferencje, zainteresowania.
Człowiek i maszyna
Innym aspektem digitalizacji komunikacji międzyludzkiej jest to, że przestaje być między-ludzka, człowieka coraz częściej zastępuje bot. Korespondujemy lub rozmawiamy na czatach z maszynami.
Bywa też, że komunikacją się steruje, np. dla celów politycznych.
Co z tym możemy zrobić
Mając na uwadze wszystkie wymienione aspekty języka i ewolucję, jakiej podlega wraz z rozwojem technologii i środków służących do wymiany międzyludzkiej, nie zapominajmy, że komunikacja jest podstawą życia społecznego. Jej jakość zależy zatem od nas wszystkich.